100 pytań do Krzysztofa Kieślowskiego (część II)

Zapis programu

LEKTOR: Należy do najlepszych reżyserów świata. Najbardziej znane jego filmy to „Amator” „Przypadek”, „Bez Końca”, „Podwójne Życie Weroniki” a także cykle „Dekalog” i „Trzy Kolory”. Laureat wielu prestiżowych nagród na festiwalach w Chicago, Berlinie, MeinHeim, Liele, Moskwie. Złote Lwy otrzymał na festiwalu w Wenecji za film „Trzy Kolory – Niebieski”. Urodził się w 1941 roku w Warszawie, absolwent PWSTiF, wykładał na wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego a w latach 1978 – 81 był wiceprezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Jak twierdzi, wszystkie jego filmy mówią o kimś kto nie wie jak żyć, kto do końca nie wie co jest dobre a co złe i desperacko szuka odpowiedzi na pytanie po co to wszystko. Dziś 100 pytań do Krzysztofa Kieślowskiego.

Ewa Michalska (TVP): Dzień Dobry. Witam Państwa i od razu przypominam, że już czynny jest nasz telefon 622 25 25. Państwo również mogą brać aktywny udział w naszym programie i kierować pytania pod adresem Pana Krzysztofa Kieślowskiego. Mam nadzieję, że na część z tych pytań nam się uda tutaj odpowiedzieć, wszystkie oczywiście przekażemy Panu. No i oczywiście my zebrani yu w studio mamy też do Pana wiele pytań. Na pewno tych pytań będzie sporo. Na pewno tych pytań będzie sporo, mniej czy bardziej szczegółowe. Ja chciałam zacząć od czegoś ogólniejszego. Otóż to, co mnie zaskakuje to pesymizm, który pojawia się nie tylko w Pana filmach ale w Pana wypowiedziach. Otóż w kilku wypowiedziach znalazłam takie stwierdzenie, jak to, że gdyby Pan miał szanse dzisiaj pokierować od nowa swoim życiem, to pokierowałby Pan zupełnie inaczej, takie stwierdzenie jak to, że każdy życiorys to jest historia rozczarowań a najbardziej rozczarował mnie mój własny – ale tutaj dodaje Pan – kraj. Czyli nie Pana życiorys. Ale skąd u Pana, kiedy zbiera Pan tyle nagród, zaszczytów, sukcesów, że jest Pan właściwie uważany za filar kina europejskiego co chyba dla reżysera jest no wielkim osiągnięciem. Skąd u Pana tyle pesymizmu i stwierdzenie, że inaczej by Pan rozegrał swoje życie.

Krzysztof Kieślowski: Wie Pani, to po prostu jest tak, że człowiek się rodzi pesymistą albo rodzi się optymistą. Ja się urodziłem pesymistą i pesymistą umrę. Tak to już jest.

E.M. Acha, czyli nie ma specjalnych powodów, po prostu Pana charakter.

K.K.: Nie, są bardzo specjalne powody myślę natury biologicznej czy genetycznej czy jak je tam Pani chce nazwać. Takie powody

E.M: Ale nie są powodem wydarzenia te w Pana życiu.

K.K.: Nie nie nie. No, nie powiem, żeby wydarzenia moje w moim życiu tak bardzo się dobrze układały, więc po prostu to też się dokłada do mojego charakteru. A może to jest tak, że jeżeli ktoś jest pesymistą to tak czy owak wszystko widzi w taki sposób

E.M: Acha

K.K.: I na to nie ma rady.

Barbara Henkel (Kobieta i życie): Z Pańskich wypowiedzi wyłania się człowiek nie tylko bardzo wrażliwy ale i masochista, który właściwie przez całe życie robi to czego nie lubi, bo Pan właśnie kilka razy już stwierdzał ostatnio także w książce, że jest Pan tym wszystkim znudzony. Poza tym wybór należy przecież do Pana jako do reżysera. Mówi Pan, że nie lubi Pan dworców, wagonów kolejowych w ogóle pociągów ale ciągle do nich uporczywie wraca. Dlaczego?

K.K.: Wie Pani, właśnie zadaje to pytanie sobie i nie znajduje na nie sam odpowiedzi. Ja nie to, że nie lubię dworców i peronów. Ja akurat lubię jeździć pociągiem dużo bardziej niż samolotem, ale okropnie nie lubię robić zdjęć na dworcach. Nie lubię robić zdjęć na dworcach, nie znoszę w pociągach, nie lubię scen ze zwierzętami, nie lubię scen z dziećmi. A tym czasem jest prawdą, że cokolwiek nasmarujemy z Piesiewiczem ostatnio, to w każdym tym scenariuszu zawsze jest i dworzec i pociąg i dzieci i zwierzęta, jednym słowem wszystko to, czego tak nie lubię fotografować. Sam nie wiem po co tam to wtryniam. Natomiast masochistą nie to ja masochistą nie jestem. Jestem pesymistą ale nie masochistą. To jest jednak pewna drobna różnic. Myślę, że dość łatwa do zauważenia

Barbara Henkel: Ale Pan się troszkę torturuje właśnie

K.K.: Wszyscy się torturujemy. Czy Pani tak strasznie lubi rano wstawać? Myslę, że Pani tak samo nie lubi jak ja.

Kazimierz Sobolewski (Sekcja Polska RFI): A z drugiej strony jest Pan chyba człowiekiem wielu sprzeczności, bo z jednej strony ma Pan wielkie sukcesy, jest Pan intelektualistą kina a z drugiej strony tylu rzeczy Pan naprawdę nie lubi. Również przeczytałem w książce właśnie o Panu „Bez Końca” – stwierdził Pan, że jest Pan rzemieślnikiem kina a nie artystą i że w ogóle film rzadko ociera się o sztukę. To bardzo dziwnie brzmi w Pańskich ustach właśnie. Co wobec tego jest sztuką?

K.K.: Dlaczego dziwnie w moich ustach. Myślę, że to jest takie, taka dosyć racjonalna ocena tego tego tego gatunku przemysłu w którym ja pracuje. No moim zdaniem film bardzo rzadko bywa sztuką – parę razy w historii może się mu udało i nie więcej

Kazimierz Sobolewski: A przemyślenia, zawartość intelektualna Pańskich filmów? To jest rzemiosło też?

K.K.: Wie Pan, bo ja wiem czy jest taka znowu głęboka zawartość intelektualna. Ja myślę, że ja opowiadam historyjki a Państwo czasem coś tam w nich znajdujecie więcej, nawet często więcej niż ja chcę.

Dariusz Begier (TVP): Właśnie dlaczego tak niechętnie się Pan odnosi do dziennikarzy, szczególnie do tych którzy tłumaczą Panu Pana filmy.

Głos z Sali: Na razie nie doświadczamy tego.

K.K.: To w ogóle jest nieprawda Proszę Pana. Ja w ogóle nie mam naprawdę nic przeciwko dziennikarzom. Niech mi Pan wierzy – nic nie mam przeciwko dziennikarzom. Natomiast prawdą jest, że nie lubię niechlujstwa tzn nie lubię tego jak wasz zegar się spóźnia, spieszy o półtorej minuty wasz telewizyjny zegar i tak samo nie lubię błota na chodniku i niedziałających telefonów jak i nie lubię dziennikarzy, którzy nie są przygotowani do tego, że jeśli mają ochotę ze mną porozmawiać, nie są przygotowani do tej rozmowy i po prostu potem piszą bardzo często rzeczy nieprawdziwe. Wie Pan – to jest po prostu kwestia zaufania – przepraszam, że do Pana akurat to mówię czy do Państwa to mówię – być może nie ma żadnego powodu, żeby o tym mówić, ale myślę, że mamy coś takiegow naszym kraju jak jak utratę wiarygodności i czy też może nigdy jej nie było – też tak może być, a nie dorobiliśmy się jeszcze wiarygodności dziennikarskiej. Ja czytam, naprawdę troszkę znam siebie samego i swoje własne życie i to co zrobiłem i czytam taką ilość rzeczy nieprawdziwych, nie wynikających wcale ze złej woli dziennikarza tylko z niechlujstwa. Z niechlujstwa. Nie chce mu się sprawdzić, nie chce mu się zobaczyć, pisze byle co, czytam naprawdę no dziesiątki czy setki zdań które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Łącznie z tym, że mam i więcej lat niż mam czy mniej niż mam. No w każdej sferze faktów pojawiają się nie, pojawiają się rzeczy, które są nieprawdziwe. Jak wobec tego, jak wobec tego odbierać świat, jeżeli tak dużo pomyłek czy nieścisłości znajduje swoje w rzeczy, którą znam najlepiej to znaczy w moim własnym zyciu odbitym gdzieś na jakiś w jakiś literkach czy w jakiejś telewizji. To co dotyczy innych co dotyczy innych spraw – czy mogę temu wierzyć?

Ryszard Opatowski (Gazeta Wyborcza): W Pańskich filmach decydującą rolę gra przeznaczenie. Przeznaczenie od którego nie można uciec. Kieruje ono losami bohaterów filmów, ale myślę że również naszych losów. Czy rezygnując, podejmując decyzję o rezygnacji z kręcenia filmów wierzy Pan naprawdę, iż może uciec od swojego przeznaczenia?

K.K.: A nie wiadomo jakie jest przeznaczenie moje wie Pan. Przecież tego nikt nie wie.

Ryszard Opatowski: Ja wierzę, iż przeznaczeniem jest kręcenie filmów

K.K.: Hehe, ja wierzę, że moim przeznaczeniem jest dzisiaj już mieć trochę spokoju i do tego zmierzam.

Ewa Michalska: I tu dotykamy tego tematu, który bardzo zdaje się jest drażliwy dla Pana ale ciekawy dla widzów. Pan zapowiedział, że nie będzie już więcej kręcił filmów. To jest decyzja nieodwołalna?

K.K.: Proszę Pani, powiedzmy, że to jest tak. Jest jakiś pociąg który się nazywa kultura i w tym pociągu jest wagon który się nazywa film. Ten pociąg to jest kiepski pociąg, on strasznie słabo jedzie a jedzie do przodu, do tyłu, nie bardzo wie na których rozjazdach skręcić, często stoi przed czerwonym światłem. Ja myślę, że ten pociąg jest strasznie spóźniony w tej chwili w stosunku do innego pociągu który się nazywa cywilizacja. My w, kultura jest strasznie opóźniona, potwornie. Natomiast w tym wagonie, który jest zatłoczony z tym napisem FILM, który jest zatłoczony, niewygodny i nie ma miejsc w nim właściwie, w tym wagonie melduje Pani i Państwu, że się zwalnia miejsce. Ja po prostu już wysiadłem z tego wagonu.

Kazimierz Sobolewski: Ale wie Pan, w książce powiedział Pan, że kończy Pan ze strachu.

K.K.: Też, ze strachu też

K.S.: A dlaczego, przed czym strachu?

K.K.: Przed wszystkim, strachu przed wszystkim. Przede wszystkim powiem Panu tak poważniej mówiąc to sekundę. Kończę min ze strachu, że po prostu zacznę mówić językiem, który nie będzie odbierany. Strasznie trudno jest się komunikować dzisiaj jak Pan dobrze wie. Boję się tego.

K.S.: Ale Pan jest bardzo młodym twórcą. Przepraszam, Pan ma 53 lata dopiero

K.K.: Ja mam 53 lata i myślę, że jestem już twórcą któremu się należy emerytura..
Złożyłem podanie o emeryturę i myślę, że skończmy może ten temat.

Barbara Henkel: A myśli Pan o większym zbliżeniu do teatru?

K.K.: Nie, nie myślę w ogóle o zbliżeniu do niczego.

Andrzej Sołtysik (RMF FM): Natomiast co innego twierdzi Krzysztof Piesiewicz z którym zrealizował Pan 17 ostatnich filmów. Mianowicie Krzysztof Piesiewicz twierdzi, że Kieślowski i Piesiewicz mają jeszcze plany twórcze.

K.K.: To trzeba by zapytać Piesiewicz. Myślę, że następne spotkanie 100 pytań do Piesiewicz może by poświęcić temu, tak.

Dorota Mirska (Twój styl): No ale mówi Pan, że ma Pan problemy z porozumieniem z widzami. No na razie tego nie widać. Widzowie bardzo kochają Pana filmy.

K.K.: Myślę, że będę miał i nie chcę się tego bać.

D.M: Ale skąd, co na to wskazuje? Na razie Pana filmy biją rekordy popularności w Polsce i zagranicą

K.K.: Nie, rekordów nie biją. Są nieźle oglądane to prawda, zwracają pieniadze a nawet przynoszą zyski to jest też prawda, ale się boję że pewnego dnia nie zwrócą. A to jest straszna odpowiedzialność wie Pani jak się bierze kupę forsy i się tą forsę wydaje, bo ja ją wydaję właściwie na na na ja wiem co – na moje widzi mi się, na to co mi się wydaje, że jest w tej chwili ważne. A skąd ja wiem czy to będzie ważne jutro a może już nie będzie ważne, a może ludzie będą już mówić innym językiem. Nie chcę tego. To jest tak straszna ilość stresów. Nie nie nie tzn nie chcę tego i prawdę mówiąc wolałbym o tym już nic nie mówić.

Kazimierz Sobolewski: Ale wtedy by nikt niczego nie zaczynał Proszę Pana, nie byłoby postępu żadnego

K.K.: Ale ja zaczynałem już Proszę Pana. Ja zaczynałem wiele wiele wiele wiele razy i w pewnym momencie można mieć tego dosyć. Moja żona mówi – jak Cię będą pytać, powiedz im: dajcie mi spokój.

Karolina Korwin – Piotrowska (Radio Kolor): Dobrze. To jest taki kiepski pociąg. A czy widział Pan ostatnio jakiś film który Pana poruszył mimo wszystko.

K.K.: Ja nie chodzę do kina

Karolina Korwin – Piotrowska: W ogóle?

K.K.: W ogóle

Karolina Korwin – Piotrowska: A czy kiedyś widział Pan taki film, który pozostawił w Panu bardzo wyraźny ślad?

K.K.: Tak, bardzo dużo takich filmów widziałem. Oczywiście w Szkole Filmowej chodziłem do do do do kina dwa razy dziennie czy też kino przychodziło do nas do Szkoły Filmowej dwa razy dziennie. Potem też wielokrotnie chodziłem do kina, widziałem masę filmów, które które mnie poruszyły oczywiście. Mam nawet listę dziesięciu filmów najlepszych na świecie bo mnie wiele redakcji o to pytało

Maciej Sobieszczański (Radio Wawa): Którego z Polskich młodych reżyserów Pan ceni szczególnie?

K.K.: Wie Pan, też jestem słaby w tym bo nie nie za dużo nie nie nie za wiele filmów widziałem ostatnio, ale zdecydowanie podoba mi się Pasikowski.

Karolina Korwin – Piotrowska: A dlaczego. To jest taki „Anfanterible” Polskiego kina

K.K.: Wcale nie jest żaden Anfanterible. To jest poważny człowiek, który umie opowiadać historie i który stoi w moim przekonaniu po dobrej stronie, po właściwej stronie. Słucham?

Karolina Korwin – Piotrowska: Ale Krytyka go nie lubi. Publiczność go kocha

K.K.: To przepraszam bardzo. Trudno no.

Karolina Korwin – Piotrowska: Jak Pan myśli, dlaczego?

K.K.: Nie wiem.

Dorota Mirska: A ja mam pytanie o taką dosyć tajemniczą postać w Pańskich filmach. Pojawił się reżyser Van Der Budenmeier, który

K.K.: To jest kompozytor

Dorota Mirska: Kompozytor, przepraszam kompozytor, który nawet został zaklasyfikowany przez jakąś poważną encyklopedię jako naprawdę żyjący kompozytor. Pojawił się bodaj po raz pierwszy w Dekalogu, poprzez Podwójne Życie Weroniki aż do Trzech Kolorów. Czy mógłby Pan zdradzić tą tajemnicę?

K.K.: Tak tak, to jest prosta sprawa wie Pani. Jak robiliśmy Dekalog za pieniądze Polskiej Telewizji to była skromna produkcja i nie mieliśmy, potrzebna nam był utwór grany, utwór klasyczny śpiewany. Potrzebne nam to było do fabuły. Okazało się, że wykorzystanie istniejącego utworu klasycznego ze śpiewem, z dobrym śpiewem jest dużo droższe niż nagranie nowego utworu i nie było nas na to po prostu stać. Wobec tego musieliśmy wymyśleć fikcyjnego kompozytora do którego mogliby się bohaterowie odwoływać, do pieśni która jest śpiewana. Było to potrzebne fabule, dla fabuły, dla akcji. No i wobec tego postanowiliśmy stworzyć sztucznego kompozytora. Ponieważ lubię Holandię, bo tam czasami jeździłem, bardzo lubię ten kraj i ludzi tam więc pomyślałem, że dlaczego nie miałby być Holender, polazłem do ambasady Holenderskiej, poprosiłem żeby mi dali zestaw jakiś holenderskich nazwisk, dali mi pięć czy sześć, wybrałem Van Der Budenmeier. Potem się okazało, że Holendrzy w ogóle nie mają takiego nazwiska, że to jest raczej Niemiec albo ktoś kto być może żył przy granicy niemieckiej. Ale już mamy życiorys tego Van Der Budenmeiera, napisaliśmy go z Preisnerem. Już on ma datę urodzin, śmierci, numery katalogowe wszystkich swoich utworów no i rzeczywiście urodził się na pograniczu niemiecko – holenderskim, to prawda na to wyszło.

Ewa Awdziejczyk – Sobiecka (Film): Na planie francuskim bardzo często Pan się porozumiewa przez tłumacza z aktorami. Czy to nie utrudnia, nie przeszkadza Panu w nawiązaniu bliskiego kontaktu z aktorami?

K.K.: Wie Pani, rzadko się porozumiewam. Nie, przeważnie mówię po Angielsku, oni wszyscy prawie mówią po Angielsku. Czasami proszę tłumacza o jakieś precyzyjne, detaliczne, malusieńkie rzeczy, które trudno mi jest wyrazić po Angielsku, lub których obawiam się, że oni nie zrozumieją. Ale przeważnie, poza tym język nie jest taki bardzo ważny wie Pani. Ja myślę, że to jest coś dużo, coś zupełnie innego pomiędzy reżyserem a aktorami jest rodzaj takiego klimatu zaufania – albo to się uda, albo to się nie uda. Jeżeli się udaje to wtedy zupełnie niezależnie od braku wspólnego języka można się można się dogadać i można uzyskać to co to to czego bym chciał od nich a oni mogą mi dać to czego chcą, to to co chcą mi dać.

Andrzej Sołtysik (RMF FM): Trzy kolory zostały zrealizowane we współpracy z trzema różnymi operatorami. Sam Pan przez to podkreślał, że ten wybór jakby był decydujący dla jakości filmu czy też dla obrazu; wiadomo, że operator może wiele wnieść do filmu. O Panu się mówi, że jest Pan reżyserem, dla którego najważniejszy jest punkt ustawienia kamery. Jak daleko według Pana może się posunąć samowola operatora czy też jak dalece współpracuje Pan z operatorem jako z tym któy współtworzy obraz filmu.

K.K.: Bardzo, bardzo dużą rolę ma operator we wszystkich tych trzech filmach ogromną rolę miał operator, operatorzy. Sławek Idziak, Edek Kłosiński i Piotrek Sobociński. To są ludzie o wielkim talencie i zostawiam im naprawdę, myślę żeby chyba pod to potwierdzili jakby tu byli – zostawiam im dużo wolności. Ja nie jestem facetem, który zagląda w wizjer kamery, prawie nigdy, nigdy właściwie nie zaglądam.

A.S.: Czyli Pan tylko decyduje o punkcie ustawienia kamery

K.K.: Też nie, też nie. Wspólnie decydujemy. Myslę, że jak gadamy o tym przed robieniem filmu co chcemy zrobić i jaką historię opowiedzieć i jak ją opowiedzieć, to te punkty widzenia wynikają z tych rozmów w istocie.

Kazimierz Sobolewski (RFI): Proszę Pana w Pańskiej opinii dziennikarze polscy nie wypadają najlepiej. A wobec tego jak wypadają artyści, aktorzy polscy z którymi Pan pracuje w porównaniu do francuskich z którymi Pan najczęściej ostatnio pracuje

Ewa Michalska (TVP): A ja może mam jeszcze pytanie od telewidzów których zachęcamy do zadawania tych pytań. Jest kilka pytań o to, dlaczego Pan tak – tak brzmiało pytanie – dlaczego Pan zaangażował do swoich filmów ostatnio przede wszystkim zachodnich aktorów?

K.K.: Dlatego, że zrobiłem te filmy za zachodnie pieniądze. To bardzo prosta, bardzo prosta sprawa. Ponieważ pieniądze są zachodnie, aktorzy są zachodni, język jest zacho, język jest z tego kraju z którego z którego aktorzy pochodzą czyli akurat francuski w ostatnich kilku filmach. Ale jak tylko mogłem uciekłem też do polski. Jak Pani pamięta zrobiłem film który się nazywał biały z tych Trzech Kolorów środkowy, który się dział w Polsce i angażowałem polskich aktorów. Wracając do pańskiego pytania – wie Pan moim zdaniem nie ma nie ma różnicy. Tzn polscy aktorzy są równie dobrzy a często lepsi niż aktorzy francuscy. Chociaż chociaż chociaż we Francji też spotkałem fantastycznych aktorów i aktorki, fantastycznych.

Maciej Sobieszczański (Radio Wawa): Jak się Panu współpracowało na planie Czerwonego z Jean-Louis Trintignant.

K.K.: Dobrze. To jest bardzo, to jest wie Pan, to jest przede wszystkim człowiek a dopiero potem aktor. Ja myślę, że to jest dość taka zasadnicza różnica. Nie wiem czy Pan rozumie co mam na myśli. Myslę, że ona ma w sobie jakieś jakieś jakieś przeżycie i jakieś cierpienie ludzkie, które bardzo go gdzieś dotknęło w środku i że to się udało nam sfotografować w filmie Czerwonym. Takie mam wrażenie.

Maciej Sobieszczański (Radio Wawa): Irene Jacob powiedziała o współpracy przy Czerwonym o współpracy z Jean-Louis Trintignant że to człowiek bardzo zamknięty. Czy Pan też odniósł takie wrażenie. To prawda, on jest zamknięty. Wie Pan, on jest człowiekiem, który zawsze siedzi z boczku i stara się żeby nikt go nie potrącił i nikomu nie przeszkadzać, ma tam swoje zawsze miejsca, jakby nie uczestniczy w życiu filmu można by tak powiedzieć. Są aktorzy który uczestniczą bardziej lub mniej. On mniej raczej. Ale to też to nie ma żadnego znaczenia. Ja myślę, że on był zamknięty ale tak naprawdę był otwarty. Ostatnio mi powiedział, ostatnio mi powiedział spotkaliśmy się i powiedział – wie Pan, to że Panu nie mówię jak Pana lubię to tylko dlatego, że jestem wstydliwym człowiekiem. Ja myślę, że myśmy czuli do siebie nawzajem sympatię.

Głos
z Sali: A jakie było pierwsze Pana z nim spotkanie?

K.K.: Na lotnisku w Orlie na Orlie bo on mieszka na południu Francji i nie znosi Paryża i postawił taki warunek, że jeśli możemy się spotkać to spotkajmy się w pół drogi tzn on przyjedzie z południa Francji na Orlie a ja przyjadę z Paryża na Orlie. Tam posiedzieliśmy dwie godziny, gadaliśmy o samochodach głównie i on odjechał powrotem. Wtedy już wiedziałem, że jest to właściwy człowiek do tej roli.

Adam Horoszczak (Dziennik Zachodni juror FIPRESCI): Panie Krzysztofie, przyznam, że jedna z Pańskich wypowiedzi mnie zaszokowała niemal tak bardzo jak wyniki 47 festiwalu Kanneńskiego. Mianowicie pański producent Martin Karmitz na konferencji prasowej po warszawskiej premierze Czerwonego powiedział, że tego roku w Cannes zwyciężyło kono Barbarzyńskie i ja się z tym zgadzam. A Pan powiedział, ze bardzo wysoko Pan ceni – nie odmawiam talentu, nie odmawiam żadnej wartości temu kinu, kino Pasikowskiego. Otórz Pasikowski z tego, nawet wiem to z jego wywiadów wzoruje się między innymi na kinie gwałtu kinie szoku min na Tarantino i czasami niektóre sytuacje inscenizuje jako po prostu z pewnym przymrużeniem oka jako odwołanie do pewnych scen. Widzę w tym pewną sprzeczność – pańskie kino dla mnie wyraża co innego. Jest subtelne, jest poetyckie jest filozoficzne

K.K.: Wie Pan, sprzeczność jest oczywista. Wszyscy jesteśmy myślę pełni sprzeczności, a akurat myślę, że nie znam filmów Tarantino, ale sądząc z tego, że się mi podobają filmy Pasikowskiemu a jemu się podobają filmy Tarantino to wszyscy nasi przyjaciele znaczy przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi, przypuszczam, że by mi się podobały też filmy Tarantino. To jest problem po co się używa tego gwałtu. Ja nie uważam, że nie można używać gwałtu czy przemocy czy brutalności. Można, tylko po co. Pytanie brzmi po co. W moim przekonaniu Pasikowski używa go po coś i ja nawet wiem po co. Ja zrobiłem film Krótki Film o Zabijaniu który też był filmem wyłącznie o przemocy właściwie i też wiem po co ten film zrobiłem i o czym go zrobiłem.

Adam Horoszczak: I jeszcze jedno pytanie jeśli można. W związku z aktorstwem Jean-Louis Trintignant. On miał swój mały festiwal na tegorocznym festiwalu w Cannes. Przepraszam za tą autologię. Zrobił bardzo piękny film tzn wystąpił w bardzo pięknym filmie debiutanta, scenarzysty Pt „Przyglądajmy się upadłym ludziom”. Czy Pan widział ten fim, ponieważ postać którą stworzył w tym filmie bardzo była podobna charakterologicznie do postaci prawnika.

K.K.: Nie widziałem

Barbara Henkel: Czy nie zależnie od decyzji zejścia z planu filmowego, mógłby Pan powiedzieć jakie miejsce wyznacza Pan filmowi w hierarchii muz wszelkich. Przed teatrem, po teatrze?

K.K.: Z grubsza biorąc takie jakie ma – czyli dziesiąte

Ryszard Opatowski: Pańskie filmy są kazaniami o moralności o cnotach, nie tylko takich jak wolność, równość braterstwo. Skąd się biorą tego typu pomysły? Jaki związek to ma z Pana wiarą w Boga.

K.K.: Protestuje kategorycznie. Moje filmy nie są kazaniami w żadnym wypadku. Ja nikomu nie mówię niczego, ponieważ prawdę mówiąc sam nie wiem. Nie są nie są, to nie są kazania.

Andrzej Sołtysik: Trzy filmy z serii Trzy Kolory zostały przedstawione na trzech prestiżowych i ważnych europejskich festiwalach. Czy to był pomysł producentów czy też ludzi którzy jakby wyłożyli na to pieniądze, żeby je pokazać właśnie w tej kolejności i na tych festiwalach. Na dwóch udało się uzyskać także prestiżowe nagrody, tylko z Cannes nie wyszło.

K.K.: Tak, to był pomysł producenta.

Andrzej Sołtysik: Czy to był warunek producenta?

K.K.: W żadnym wypadku, nie nie.

Dariusz Begier (TVP): Wielu reżyserów traktuje festiwale jako targowiska. A jednak biorą w nich udział. Czy Pan ma także taki stosunek do festiwali?

K.K.: Wie Pan, jak podpisuje kontrakt to zobowiązuje się do promocji filmu. W tym kontrakcie jest taki punkt w związku z tym muszę go promować.

Dariusz Begier: Ale chętnie czy niechętnie

K.K.: Niechętnie

Dariusz Begier: A jak Pan mysli, po co w ogóle robi się festiwale filmowe?

K.K.: Dla mnie to jest, dla mnie mówię to co to co przed chwileczką mówiłem Panu. Dla mnie to jest promocja filmu.

Dariusz Begier: Wyłącznie?

K.K.: Wyłącznie. Jest też konkurs oczywiście, jest też konkurencja, wyścigi.

Kazimierz Sobolewski: Ale jak wobec tego Pan przyjmuje nagrody, wyróżnienia, zaszczyty wszystkie

K.K.: Wie Pan, jak mówi Karmitz – jak się startuje w jakiś zawodach to chce się je wygrać. To jasne jak słońce. Każdy chce wygrać. Ale nie mogą wszyscy wygrać niestety tak to już jest. Może byłoby nawet zbyt symetrycznie gdyby mi się udało wygrać w tym roku. Może byłoby to już za dobrze. Coś tak mam wrażenie, że byłoby za dobrze

Dorota Mirska: A czy mysli Pan, że zwycięstwo Tarantino jest jakimś triumfem kina amerykańskiego w ogóle, czy jest to po prostu kaprys Clinta Eastwooda, który narzucił komisji swoje zdanie.

K.K.: A kto wie, kto tam narzucił co komu wie Pani. Nie wiem. Ostatnio dostałem jakiś francuski wycinek gdzieś wszyscy twierdzili, że narzuciła swoje zdanie Pani Deneve a nie Eastwood akurat. Kto to wie? Nie wiem.

Andrzej Sołtysik: Jeśli można, chciałbym zapytać o Pana początki. Jak to się stało, że w ogóle uznał Pan, że szkoła filmowa czy też reżyseria jako zawód będzie dla Pana najlepszym. Czy to było tak, że jakiś film zadecydował czy być może

K.K.: Nie, wcale ja tak nie uznałem wie Pan. To to była właściwie takie taka taka seria przypadków które mi się przydarzyły. Pan przed chwilką mówił o przeznaczeniu ja bym raczej to określił jako przypadki. Ja skończyłem takie fantastyczne liceum techniki teatralnej w Warszawie i jestem z zawodu malarzem teatralnym tzn facetem, który może namalować różne rzeczy na wielkich przestrzeniach i w związku z tym, że tam byli niesamowici zupełnie ludzie i koledzy i profesorowie przede wszystkim, to pokazali mi, że jest coś takiego jak teatr. To były lata sześćdziesiąte, koniec pięćdziesiątych właściwie przełom pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Teatr Polski był wtedy w świetnej kondycji, robiono świetne przedstawienia. Chciałem być reżyserem teatralnym. Żeby skończyć reżyserię teatralną trzeba przedtem skończyć inne studia. Wobec tego pomyślałem sobie dlaczego nie skończyć szkoły filmowej. To jest coś bardzo bliskiego. Polazłem do szkoły filmowej i mnie nie przyjęli, raz mnie nie przyjęli, drugi raz mnie nie przyjęli. Właściwie zdawałem tam tylko z ambicji, po to żeby powiedzieć, pokazać im, że się tam dostanę chociaż mnie tam nie chcą.

Andrzej Sołtysik: A potem zrobił Pan film „Personel”

K.K.: A potem zrobiłem film „Personel” który miał dużo wspólnego z PLTT czyli z Liceum Technik Teatralnych

Karolina Korwin – Piotrowska: Czy nie będzie Panu teraz brak kina, co Pan teraz w ogóle będzie robił?

K.K.: Nic nie będę robił

Ewa Michalska: Powiedział Pan w jednym z wywiadów, że będzie Pan mieszkał na mazurach, czytał, oglądał transmisje sportowe od czasu do czasu i grał w gry telewizyjne

K.K.: Tak

Andrzej Sołtysik: Czy będzie Pan czytał książki o sobie?

K.K.: Słucham?

Andrzej Sołtysik: Czy będzie Pan czytał książki które napiszą o Panu niewątpliwie

K.K.: To jak napiszą to przeczytam no

Kazimierz Sobolewski: A ja przytoczę taką bardzo przygnębiającą Pańską wypowiedź, że właściwie nie ma Pan pomysłu na życie, że najlepiej się Pan czuje za zamkniętymi drzwiami w swoim mieszkaniu i zamyka się Pan przed prawicą, przed lewicą, przed kosciołem, przed solidarnością. Jak wobec tego żyć?

K.K.: No ciężko, ciężko (śmiech)

Barbara Henkel: A żona i dziecko Pańską decyzję jak przyjęły?

K.K.: Myślę, że pozytywnie

Ewa Michalska: Panie Krzysztofie, przerwę na chwilę, bo mam tu myslę kilka przeciekawych pytań. Pierwsze pytanie jest od telewidza: Jak Pan uważa, czym powinien się charakteryzować dobry film?

K.K.: Dobry film się powinien charakteryzować tym, że jak się siedzi na projekcji to się człowiek troszkę wzruszy albo roześmieje a może nawet zapłacze w jakimś momencie, a potem jak film się skończy to nie będzie się tego wstydził.

Ewa Michalska: Następne pytanie jest takie, tylko to trzeba zrobić z zastrzeżeniem; gdyby Pan jednak się zdecydował kręcić filmy to z jakimi aktorami zagranicznymi w ogóle z jakimi aktorami chciałby Pan w przyszłości współpracować najbardziej?

K.K.: Nie chciałbym pracować już z żadnymi aktorami. Już się napracowałem z aktorami.

Ewa Michalska (po chwili ciszy wszystkich zgromadzonych w studio): Szkoda

Ewa Michalska: Który ze swoich filmów, z filmów zrealizowanych przez siebie uważa Pan za najciekawszy, najlepszy, dlaczego?

K.K.: Wie Pani, ja nie prowadzę takiej klasyfikacji prawdę mówiąc. Najbliższy, najbliższy mi jest film ostatni, ale być może to dlatego, że on jest po prostu ostatni.

Kazimierz Sobolewski: A czy Pan się wstydzi jakiegoś swojego filmu? Nakręciłby Pan jeszcze raz jakiś swój film?

K.K.: Nie, nie nakręciłbym Broń Boże. To jest tak nudne Wie Pan. Wystarczy, że raz zrobiłem. Nie nie nie. Wstydzę się wielu filmów, bardzo wielu.

Andrzej Sołtysik (RMF): A jak Pan reagował wtedy, kilkanaście lat temu, kiedy zdarzało się, że cenzura zatrzymała Pański film. Tak było z filmem „Spokój” czy „Przypadek”. Jak się Pan czuł jako reżyser filmów określany mianem „pułkownik”

K.K.: Wie Pan, tyle filmów wtedy zatrzymywali, że ja byłem po prostu w bardzo miłym gronie kolegów, którzy byli w tej samej sytuacji i myślę, żeśmy się do tego przyzwyczaili. To nie było przyjemne, ale też z drugiej strony jakoś nauczyliśmy się z tym z tym żyć, z tym obchodzić.

Andrzej Sołtysik: A czy sądzi Pan, że były rzeczywiście powody,
aby cenzura zatrzymała takie filmy jak „Spokój” czy „Przypadek”.

K.K.: Dzisiaj to w ogóle brzmi śmiesznie,no po prostu w ogóle nie można znaleźć powodów. Wtedy natomiast znajdowano ich dużo.

Andrzej Sołtysik: Czy one był natury artystycznej czy raczej poza filmowej.

K.K.: Nie nie, nie były natury artystycznej. To jest cenzura polityczna

Kazimierz Sobolewski: Paradoksem jest, że wtedy nie zniechęcił się Pan do kina, kiedy były obostrzenia cenzuralne i wszystkie te paradoksy. Dopiero teraz kiedy Pan osiągnął tyle sukcesów.

K.K.: Może właśnie dlatego wie Pan. Może jest lepiej, jak jest trudniej

Kazimierz Sobolewski: Musiał Pan przeżyć gorycz

K.K.: Może jest lepiej, jak jest ciężko. Może jest lepiej naprawdę

Barbara Henkel: Teraz jest takie hasło „nie spij”. Zbliża się stulecie kina, „nie spij” to Pan właśnie chce zasnąć.

K.K.: No chciałbym się przespać, to prawda.

Ewa Michalska: Kolejne pytanie od telewidza: Czy naprawdę uważa Pan, że w życiu najważniejszy jest przypadek?

K.K.: Nie, absolutnie tak nie uważam. Przypadek jest ważny, przeznaczenie jest ważne, ale też ważna jest nasza wola, co my chcemy. Czy my naprawdę czegoś chcemy i jeżeli chcemy , czy to potrafimy osiągnąć. Mówiliśmy o filmie „Biały”. W filmie Białym akurat nie ma żadnego przypadku, tylko jest po prostu niezwykła determinacja i ogromna wola zwycięstwa i bohater zwycięża.

E.M.: Kolejne pytanie które otrzymaliśmy od Państwa – co według Pana zdaniem jest ważniejsze z tych trzech haseł trylogii: Wolność, Braterstwo czy Równość?

K.K.: Nie wiem. Myślę, że one tak chodzą w tej trójcy chodzą. Wie Pani, tak naprawdę myślę, że jeżeli w ogóle mamy w sobie jakaś gotowość na coś, na któreś z tych haseł – gotowość w życiu prywatnym, w takich ludzkich zachowaniach codziennych, to jeszcze mamy gotowość na braterstwo.

E.M.: Ja mam jeszcze jedno pytanie. Tak poniekąd nawiążemy do tego, do Pana decyzji o milczeniu dalszym. Czy nie jest może tak, że Pan już sięgnął do takich filarów europejskiej kultury, a więc do haseł rewolucji francuskiej i dekalogu i że teraz już nie ma gdzie, nie ma co dalej.

K.K.: Jeszcze jest pełno takich filarów.

E.M.: A jakich?

K.K.: Ach, nie będę opowiadał. Ale jest pełno naprawdę i to miejsce, które zwolniłem w tym wagonie w tym pociągu, to jest właśnie miejsce dla kogoś, kto będzie, kto się z nimi…

Głos z Sali: A nie chce pan podsunąć pomysłu reżyserom innym

K.K.: A nie, dlaczego. Jeżeli będzie jakaś potrzeba czegoś napisania jakiegoś scenariusza.

Kazimierz Sobolewski: A nie widzi Pan kogoś, kto by to Pańskie miejsce zajął?

K.K.: Myślę, że jest pełno takich ludzi

Adam Horoszczak: A czy Pan ma świadomość, że nikt nie wierzy w to i w kręgach profesjonalistów…

K.K.: Nic na to nie poradzę Panie Adamie. Nic na to nie poradzę, że ktoś nie wierzy. No co ja mogę zrobić. Mogę się przysięgnąć – jak Boga kocham.

Andrzej Sołtysik: A gdy przyjdzie do Pana Krzysztof Piesiewicz z takim pomysłem jak dziesięć lat temu na Dekalog, na sfilmowanie Dekalogu, to co Pan zrobi? Odmówi mu Pan?

K.K.: Nie wiem. Będziemy się starać coś z tym zrobić, ale niekoniecznie trzeba do tego celu wyciągać kamerę. Może się znajdzie ktoś, kto ją wyciągnie.

Adam Horoszczak: Panie Krzysztofie, czy zamierza Pan pisać? Wielu reżyserów..

K.K.: Nie nie mam zamiaru

Barbara Henkel: Czy przeczytał Pan książkę, którą o Panu napisano?

K.K.: Tak, przeczytałem

B.H.: I co Pan sądzi o niej?

K.K.: Myślę, że jest to dobra pozycja popularyzatorska.

Ewa Michalska: Proszę Państwa, ostatnie pytanie

Karolina Korwin – Piotrowska: Jak Pan myśli w jakim kierunku pójdzie kino?

K.K.: W ogóle?

Karolina Korwin – Piotrowska: W ogóle

K.K.: Nie mam pojęcia wie Pani, nie mam pojecia i nie zajmuję się w ogóle takim prognozowaniem. To zawsze jest, to zawsze się źle kończy. Ja jestem pesymistą, więc być może w moim przypadku to by się dobrze skończyło, ponieważ bym prorokował jak najgorzej, ale po prostu czy tego, czy naprawdę chcemy, żeby tak się skończyło? Myślę, że nie.

Ewa Michalska: Proszę Państwa, niestety musimy kończyć to spotkanie. Mam nadzieję, że jednak na tych Mazurach się Pan znudzi i może zmieni swoją decyzję

K.K.: Ale czy jeżeli kończymy Pani Ewo, czy ja mogę ogłosić króciuteńki komunikat, korzystając z tego, że jestem już tutaj. Mianowicie powstała taka seria nieporozumień z napisami do tego filmu Czerwonego ostatniego, były tam błędy w tych napisach. Chodzi mi o to, żeby powiedzieć Państwu, że już od kilku dni są kopie z nowymi napisami, które zostały zaakceptowane przez nas wszystkich i odpowiadają naszym intencją. Wszystkie kina, które wyświetlają film Czerwony, wyświetlają już prawidłowe kopie.

Ewa Michalska: Dziękuję bardzo. Jeszcze tylko prosimy o autograf dla naszych telewidzów.

K.K.: Proszę bardzo

Głos z Sali: I tam też mamy kolory.

K.K.: Wiem, że są kolory cztery, ja wybiorę czarny jak się Pani domyśla. Ja wybiorę czarny

Ewa Michalska: No i jest cztery tym razem no tak

K.K.: I jak tak patrzyłem na te nazwiska, to jeżeli Pani pozwoli, ja się skromnie podpiszę w okolicy profesora Balcerowicza, dobrze?

Ewa Michalska: Bardzo prosimy

K.K. O gdzieś tutaj. O niestety pomazałem się głownie tutaj.

Gościem programu był Krzysztof Kieślowski

Program przygotowała i prowadziła Ewa Michalska
Współpraca: Dariusz Begiej, Grzegorz Sajor, Krzysztof Tadej
Realizacja: Tomasz Kostuch
Scenografia: Aneta Trześniowska
Dźwięk: Małgorzata Przepiórka
Światło: Jan Tyszler
Kamery: Andrzej Piontek, Michał Kubiak, Artur Szyman, Marcin Ołdak
Inżynier studia: Marek Wiśnicki
Czytał: Zdzisław Szczotkowski
Kierownik Produkcji: Marek Tomczak
TELEWIZJA POLSKA S.A. PROGRAM I 1994

Zapis rozmowy udostępniony dla serwisu „Śladami Kieślowskiego…” przez Tomasza Karpińskiego

__
Rafał Toborek
Pozostaw komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *