Kino to nie publiczność, festiwale, recenzje, wywiady. To wstawanie codziennie o szóstej rano. To zimno, deszcz, błoto i ciężkie lampy – mówił Krzysztof Kieślowski.
O pisaniu scenariusza:
– Po prostu staram się uderzać w klawisze. Cały kłopot polega na tym, żeby uderzać we właściwej kolejności…
Pytany, gdy już przestał kręcić filmy, czym żyje, stwierdził:
– Żyję życiem. Chodzę po ziemi. Nie muszę się już kąpać po to, żeby iść na zdjęcia, kąpię się po to, żeby jakoś przeżyć dzień.
Na pytanie, które zadał w swoim filmie „Gadające głowy” (1980) przypadkowym ludziom: „kim jesteś, czego byś chciał?”, kilkanaście lat później tak sam na nie odpowiedział:
– Dostałem od życia więcej, niż oczekiwałem i prawdopodobnie więcej niż jestem wart, jednak nie mógłbym powiedzieć, że mam wszystko… Wiem czego chcę. Czegoś nieosiągalnego: spokoju.
Wszyscy, którzy zetknęli się z Krzysztofem Kieślowskim, zgodnie stwierdzają, że zmienił ich sposób myślenia i jakość życia. Tak mówi wieloletni przyjaciel i scenarzysta jego filmów, adwokat, Krzysztof Piesiewicz. Tak twierdzą Maja Komorowska i Zbigniew Zamachowski, i wielu innych świetnych aktorów, którzy pracowali z nim przy „Dekalogu” – najważniejszym nie tylko dla Krzysztofa Kieślowskiego, ale też uznanym orzez tygodnik „Time” za drugie najważniejsze dzieło w historii światowego filmu.
Podobnie jak polscy aktorzy myślą Juliette Binoche, Jean-Louis Trintignant, Irene Jacob. Irene, która pracowała z nim przy „Podwójnym życiu Weroniki” i „Trzy kolory: Czerwony”, tak wspomina reżysera:
– Byłam zdumiona, że rozmawiał ze mną całe popołudnie. Myślałam, że poświęci mi 20 minut. Poprosił, żebym coś zaimprowizowała, zaczął mnie reżyserować. Na planie zawsze stał blisko aktora, uważał, że reżyserowi na planie nie wolno siedzieć. Był czynny, aktywny, obserwował aktorów i potrafił wziąć z nich to, co najlepsze.
Był bardzo skromny. Do końca na marginesie scenariusza notował, ile metrów taśmy zużył danego dnia. W życiu Kieślowski zachowywał się podobnie. Kiedy szedł na kawę, mógł zapłacić za nią 5, 10 franków. Zgadzał się jeszcze na 25 franków w hotelu. Robił to nie ze skąpstwa, ale skromności. Nie cierpiał rozbuchania. Wszystko, co było ponad miarę, skreślał. Tak jak wycinał ze swoich filmów niepotrzebne sceny. Zawsze szedł do celu najprostszą drogą.
Z okazji ukazania się „Dekalogu” na DVD na spotkaniu, poświęconym Krzysztofowi Kieślowskiemu (na któe stawili się niemal w komplecie jego współpracownicy) Maja Komorowska mówiła, że był nadzwyczaj uważnym człowiekiem. Z uwagą słuchał i z uwagą się przyjaźnił. Ilekroć miała jakieś zawodowe dylematy, pierwszą osobą, do któej dzwoniła był Kieślowski.
Tą „uważnością” dawał ludziom poczucie bezpieczeństwa, choć sam miał mnóstwo wątpliwości. Był wyrozumiały. W filmach próbował usprawiedliwić ludzkie słabości, uwzględniając wszelkie uwikłania życiowe. Jego córka Marta wspomina w wywiadzie, że ojciec, wbrew ludzkim wyobrażeniom, nie był smutasem, ale bolało go życie. Miał tak silne poczucie odpowiedzialności, że uwierały go własne słabości, ale mimo pesymizmu miał wiarę i był człowiekiem szczęśliwym.
– Coraz częściej spotykam ludzi, którzy nie wiedzą, po co żyją – powiedział kiedyś.
– Dekalog miał im pomóc…
Panie Krzysztofie, pomaga do dzisiaj.
ep [„Życie na gorąco” 30.12.2003]