Byłem wtedy aktorem Teatru Narodowego. Zadzwoniła do mnie asystentka Krzysztofa i powiedziała, że proponuje mi on zagranie jednej z głównych ról w jego najnowszym filmie. Był już wtedy legendą… zrobiło mi się słabo. Spotkanie było w kawiarni Sejmowa – nigdy przedtem w niej nie byłem. Krzysztof popatrzył na mnie i zaproponował mi rolę Dariusza Stacha w filmie Bez Końca. Dostałem scenariusz. Po jednej rozmowie wiedziałem już, co mam grać. Posiadał bezcenny dar, który ma niewielu reżyserów – nie używa niepotrzebnych słów, po jednej rozmowie wiadomo, jaki efekt chce osiągnąć.
Zaraz po premierze filmu Krzysztof przyszedł do mnie do domu i opowiedział o Dekalogu i mojej postaci. Chociaż tak naprawdę nic konkretnego nie potrafił mi o tej roli powiedzieć. Dostałem scenariusze wszystkich odcinków, przeczytałem je z zapartym tchem. Przez całą noc na zmianę z żoną je czytaliśmy, rano zadzwoniłem do Krzysztofa i zapytałem go kto to jest, kogo mam zagrać? – Nie wiem – odpowiedział. W ogóle mnie nie reżyserował. Postanowiłem, że ta postać będzie uosabiać tajemnicę zawartą w Dekalogu, Będzie łącznikiem z tym innym światem, o którym nic nie wiemy.
Chciałbym jeszcze powiedzieć, że Kieślowski jak mało kto kochał aktorów.
Wypowiedź pochodzi z książki „Kieślowski. Bez Końca” autorstwa Stanisława Zawiślińskiego.
Artykuł udostępniony dzięki uprzejmości „Anioła”